sobota, 30 listopada 2013

DISNEY 30 listopada skończył SIEDEM MIESIĘCY

 
 
 
 

 
 

 

 


czwartek, 28 listopada 2013


FLOYD kończy dzisiaj CZTERY MIESIĄCE

Mały nicponiu FLOŚKU ( tak nazywamy FLOYDA pieszczotliwie ) STO LAT !!!
od fajnej ferajny ,
Hani i Janusza
*********************************************************************************

FLOYD ,lekko przestraszony-słyszy jak coś wydaje dziwne dźwięki .
To tylko była potyczka słowna zółwi . FLOSIEK na znak niezadowolenia i trochę ze strachu oszczekał żółwiowe towarzystwo.
(6 zdjęć)
 
 

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie


*****************************************************************************************
FLOYD ,to dusza najbardziej towarzyska naszej ferajny. (19 zdjęć)
 
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

************************************************************************************

FLOYD pomaga mi przy żółwiach. Lubi zaganiać je jak owce. Nie boi się dużo większych żółwi od siebie . Wyjada im żarcie i wypija wodę. (22 zdjęcia)
 

************************************************************************************

FLOYD jest wszędzie, gdzie można i nie można: na stole, na szafce, na oknie, przy doniczce z kwiatkami- bo ziemia jest mniam, mniam... (17 zdjęć)
 

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

**************************************************************************************
Czteromiesięczny FLOYD - ciągle uśmiechnięty i zadowolony z siebie. (10 zdjęć)
 

środa, 20 listopada 2013

MAZDA i HONDA czyli opowieść jak Collaczki - siostry bliźniaczki trafiły do mojego domu
                                                                                prosto z giełdy samochodowej w Słomczynie.


































Były wakacje 2009r - upalny sierpień. Wróciłam z dwumiesięcznego pobytu nad morzem, wraz z moją sunią collie - LALKĄ. Na wakacjach byłyśmy szczęśliwe i LALA przyjechała we wspaniałej kondycji. W domu od kilku miesięcy byłyśmy bez psiego stada. Odeszły na drugą stronę tęczy kolejne nasze stare collaczki. LALKA bardzo mocno była emocjonalnie związana z DAISYM (collakiem seniorem). Nie było go już od 8-miu miesięcy. Odeszły od nas też LORD, MARLEY i MAGNAT. Zabrakło też 21-letniej kotki GUCI. Były za to ciągle te same żółwie, ale to za mało jak dla nas, psiarzy. LALKA już przed wakacjami, żeby mocno nie przeżywać samotności, zabierana była ze mną do pracy. To jednak nie było to, była stadną suczką, brakowało jej psiego towarzysza. Teraz powrót do domu przypomniał jej o stadzie.









 Znowu planowałam uratować kolejnego collaka-  nadszedł czas na adopcję- decyzja podjęta był dużo wcześniej.Szukałam psa potrzebującego domu, opieki i miłości.





Tymczasem w końcu sierpnia (niedziela), zabrała mnie wraz z LALKĄ, koleżanka z mężem. Jechali na giełdę samochodową w pobliżu pięknego lasu. Ja z koleżanką i LALĄ miałyśmy iść na spacer, a kolega na giełdę po części do samochodu.
Wyjechaliśmy bardzo wcześnie rano, ok. godz. 6.00. Był wspaniały, słoneczny poranek. Dotarliśmy do celu. Ujrzałam przerażający widok, którego nie spodziewałam się w najstraszniejszych snach.


 
 
Na szosie, na długości giełdy, leżały martwe, porozjeżdżane na placki, szczeniaki różnych ras piesków. Widok przerażający i porażający. U licha, co się dzieje, tutaj miały być samochody, a na pierwszym planie są psiaki małe i dorosłe, poprzywiązywane do latarni, gryzące się i szarpiące, bez właścicieli.  Doszliśmy do rozstawionych przy szosie pudeł kartonowych, skrzynek, toreb, z których wydobywały się piski i poszczekiwania piesków. To była, działająca tam od kilku lat ( na czarno), giełda zwierząt kradzionych i z pseudohodowli . Handlarzami piesków były nieciekawe ludzkie typy, często pijane. Nikt ich nie kontrolował i nie sprawdzał pochodzenia psów. Szczeniaki uciekały z kartonów i biegały po jezdni. Kierowcy samochodów jadących na giełdę nie hamowali, przecież śpieszyli się po samochody lub części do nich. Słychać było huk potrącanych psów i piski konających.
Byliśmy zrozpaczeni i zszokowani, wrzeszcząc na handlarzy  dzwoniliśmy jednocześnie po straż miejską. Nikt nie przyjechał interweniować.









W jednym z cuchnących, rozwalających się pudeł kartonowych, było siedem maleńkich, marnych, zaniedbanych owczarków szkockich-collaczków."Prymitywny" handlarz widząc moją collaczkę zachęcał do kupna szczeniąt za symboliczną cenę.

                                                           ************************
Koleżanka odciągnęła mnie siłą od psów. Ruszyliśmy dalej - my do lasu, a jej mąż na plac z samochodami. Spacer nie był udany - dzwoniłyśmy do różnych służb miejskich. Odpowiedź była jedna - "wiemy o tym, nic nie poradzimy, służby porządkowe sprzątną wszystko nad ranem i będzie OK, a za tydzień powtórka i tak całe lato, miejscowi przyzwyczaili się, nie wnoszą skarg".

                                                           ************************
 


 Mąż koleżanki załatwił pozytywnie swoją sprawę i zadowolony przyjechał po nas w umówione miejsce. Śpieszył się do domu, by montować kupione części. Koleżanka też miała dosyć emocji. Była godz. 13-14, gdy wsiadłyśmy z LALKĄ do samochodu. Wymęczeni dodatkowo duchotą i upałem, ruszyliśmy w drogę powrotną.
Niestety, innej drogi nie było, więc znowu jechaliśmy bardzo wolno wzdłuż giełdy samochodowej, mijając ciągle koczujących handlarzy. Było ich o tej godzinie mniej, a samotnie pozostawionych szczeniąt omdlewających od upału dużo. Ja wypatrywałam wzrokiem, tego jednego szarego pudła, powiązanego drutami (tam były collaki), ale nie znalazłam. Za to rozpoznałam tęgą handlarkę, która sprzedawała obok husky.
 Błagalnie poprosiłam - zatrzymajmy się, ja tylko zapytam, czy facet sprzedał collie. Niechętnie stanęli, pomrukując-pośpiesz się i nie bierz żadnego psa.
 Wybiegłąm z samochodu wraz z moją LALKĄ, przebiegłam przez szosę i podeszłam do tęgiej pani handlarki, pytając: i co z collakami - sprzedał ? "Gdzie tam", powiedziała, "dwa zdechły, leżą tutaj -(pokazała ręką pudełko po męskich butach), a resztę zabrał". Stał z nimi ok. 8-10 godzin w słońcu, bez kropli wody dla psów, stłoczonych w pudle i skrępowanych drutami, żeby nie wyskoczyły.

 Trzymając LALKĘ krótko na smyczy, kucnęłam przy pudełku i dotknęłam dwóch małych, zupełnie nie owłosionych, pełnych strupów ciałek. Były cieplutkie, wzięłam w ręce, oczka zamknięte, brak oddechu, przelewające się przez ręce ciałko i dziwne uczucie leciutko bijącego serduszka. Handlarka husky mówiła: "Pani zostawi, może to jaka zaraza, one zdechły - widać".
 Z tyłu, z drugiej  strony szosy słyszałam wołanie znajomych  - "Szybciej, wracaj już, bo odjeżdżamy".

Nie dałam za wygraną, położyłam się na brudnym, zakurzonym poboczu i zaczęłam robić sztuczne oddychanie, masując i ugniatając kruchutką klatkę piersiową szczeniaczka. To był wręcz cud - maluch złapał oddech. To samo zrobiłam z drugim, ale dużo dłużej.  Wzruszona handlarka moczyła chusteczkę w wodzie i wyciskała kropelki wody do pyszczka malucha. Zdjęła podkoszulkę i mocząc w zimnej wodzie okładała nią malutkie, trzęsące się ciałko collaczka. To samo było z drugim. ".....Żyją, żyją....." - narobiła krzyku i pomagała mi doprowadzić je do przytomności. Dała mi numer swojej komórki-"...pani się odezwie co z nimi ....".
 Chwyciłam szczeniaczki i biegłam do samochodu, żeby jechać szybko do weterynarza do Warszawy. I tu wielkie rozczarowanie, moi znajomi kategorycznie odmówili współpracy: "...Zabieramy tylko Ciebie z LALKĄ, zostaw psy, albo wracasz sama...".

 Zabrałam więc plecak, moją LALKĘ i dwa ledwo żywe maleństwa. Znajomi odjechali. Poszukałam przystanku PKS-u, długo czekałam na autobus. Miły kierowca wpuścił mnie do środka, chociaż do odjazdu była jeszcze godzina, popatrzył i skomentował:" ....co, nie udało się sprzedać szczeniaków, a to pewnie matka ? ....". Krótko opowiedziałam historię sadowiąc się wygodnie z psami ."...Ale numer-powiedział -....zamiast z samochodem ,wraca Pani z giełdy samochodowej z suczkami . Pewnie nazwie je Pani MAZDA i HONDA-po samochodowemu .Chciałbym widzieć minę domowników...ha, ha ha ,... o rany!!!...".




Dotarłam do Warszawy , a potem tylko TAXI i już byłam w lecznicy u weterynarza.
Weterynarz podłączył collaczki pod kroplówkę i zbadał ich stan zdrowia. Dawał małe szanse na przeżycie. Tylko ja wierzyłam, że uda się. Walczyłam o nie jak lwica czuwając nocami wraz z LALKĄ, która ogrzewała je sobą i wylizywała.
















Razem dałyśmy radę- WIELKIE ZWYCIĘSTWO - MAZDA i HONDA ŻYJĄ- mają cztery lata i są zdrowymi, rozpieszczonymi, psotnymi suczkami rasy OWCZAREK SZKOCKI - COLLIE .


Być może ich imiona samochodowe MAZDA i HONDA sprowokowały złe duszki do nakazywania moim colaczkom pościgu za samochodami. Ulubioną zabawą suczek jest zaganianie stada samochodów. Skubią samochodowe opony niczym owcze pupy. Są z tego bardzo dumne.
Takim zachowaniem sprawiają mi wiele kłopotu i oczywiście ograniczoną możliwość wybiegania się bez smyczy. Szukamy odpowiedniego terenu bez ruchu ulicznego, a o to w Warszawie jest trudno.
Jak do tej pory nie udało mi się opanować i wykorzenić tego złego nawyku u dziewczynek .

*****************************************************************************************

Tak dzisiaj wyglądają CZTEROLETNIE niewinne pastereczki samochodów MAZDA (z prawej ) i HONDA ( z lewej ). Ciągle zachowują się jak szczeniaki - to całkiem wygodne. "....ja jestem taka mala ..."

Zdjęcie użytkownika Hania Dąbrowska.



czwartek, 7 listopada 2013

PIĘĆ MIESIĘCY Z ŻYCIA BURZY ( BUŹKI ) " Z SOLNEJ ZIEMI "



 
 
        Taką BURZĘ -BUŹKĘ zobaczyłam po raz pierwszy na zdjęciu w internecie w sierpniu .
        Miała wtedy 10 tygodni i podaną datę urodzenia 08 czerwca 2013r.
        Serce zabiło mi mocno, wiedziałam , że ta urocza dama przeznaczona jest dla mnie ,
        ja też urodziłam się 08 czerwca , tylko kilka latek wcześniej .
        Decyzja była szalona , ale nie żałuję , już wtedy na świecie był mój długo wyczekiwany sheltie
        FLOYD ,który urodził się też w szczególnym dla mnie dniu ,bo 26 lipca, w dniu moich  imienin.
        Na dodatek widziałam go, sama wybrałam , trzymałam na rękach i całowałam w maleńki pysio .
        Dwa szczeniaczki na raz , to dużo nawet dla tak "zakręconej"na punkcie zwierząt osoby jak ja ,
        tym bardziej ,że w domu miałam już trzy suczki collie po przejściach i starszego collaczka-psa.
        Ale jak można nie wierzyć w przeznaczenie - daty urodzin i imienin samemu się nie wybiera ,
        pieski - tak . Tylko ile osób ma takie szczęście , żeby trafić na wymarzone zwierzaki z własnymi
        datami urodzin i imienin . Ja miałam !!!


                      PIERWSZA ARYSTOKRATKA W NASZEJ FAJNEJ FERAJNIE
      Po raz pierwszy do rodziny dołączył piesek z rodowodem BURZA "Z SOLNEJ ZIEMI"
 
 
 


     Matka ZA ZI NEL  Ventora                                                 Ojciec JIM BEAM Perla z Polabi

 


BURZA KOŃCZY PIĘĆ MIESIĘCY ( 08.11.2013r.) , a skończy jeszcze więcej...

Arystokratka BUŹKA , bo tak ja nazywamy , rządzi nami jak owieczkami .

Rzędem dziś się ustawiamy i życzenia jej składamy :
Dużo zdrówka i radości , i miseczkę pyszności .
Kluski , mięsko i buraczki , to są BUŹKI przysmaczki.






















Z dedykacją dla BUŹKI od fajnej ferajny:

BUŹKA jest kochana wielce , topi co dzień nasze serce .
Jest córeczką swego Pana i jest bardzo rozpieszczana .
Charakterek ma "skubana" i jest ciągle rozszczekana .
Jak przekupkę na bazarze , słychać ją w największej gwarze.
Jest kłótliwa niesłychanie ,ona ma ostatnie zdanie .
Czy też słusznie czy też nie , BUŹKA wszystko lepiej wie.
Nieufności jest w niej wiele -obce ręce oraz nogi wywołują wiele trwogi.
Lecz nie straszne jej wyzwania , obcych piesków poszczekiwania .
Nie jest dłużna w tych pyskówkach , dobrze jej pracuje główka .
Ogon także nie próżnuje , sterczy w górę i wymachuje .
Jej atakiem jest szczekanie oraz lekkie wycofanie .
Krok do tyłu , naprzód dwa , BUŹKA radę sobie da .
Jest inteligentna wielce , umie kupić nasze serce .
Tutaj łezka , a tam minka , robi pozy jak muminka .
W górę brzuszek ,oczkiem zerka , robi pozy jak tancerka .
Kupa tu ,siusiu tam - to księżniczka bez dwóch zdań !!!


ZdjęcieZdjęcieZdjęcie



************************************************************************************

Arystokratka BUŹKA -5cio miesięczna wielbicielka Janusza i to z wzajemnością .
Ukochana sheltusia Janusza - władczyni męskiego serca - moja cicha rywalka o względy Januszka .
 















***********************************************************************************


BURZA " Z SOLNEJ ZIEMI " nazwana pieszczotliwie BUŹKĄ -nasza arystokratka. (10 zdjęć)
 

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie