znalazł się w dużym mieście
BELLU dla Ciebie to serduszko od FAJNEJ FERAJNY Hani i Janusza |
„…miły, starszy, duży owczarek szkocki…”
– tyle wiedziałam o psie, którego adoptowałam dwa lata temu 30 września 2012r .
Od tej pory zaczęła się walka o zdrowie Bella.
Wraz ze wspaniałym „moim” lekarzem - weterynarzem rozpoczęliśmy mozolną walkę o zdrowie psa i to jak się okazało z dużym powodzeniem.
Był koniec września, zadzwonił do mnie telefon. Fundacja ratująca owczarki szkockie prosiła o pomoc. Do schroniska trafił collak wzięty z lasu, z miejsca , gdzie kiedyś był tartak.
Schorowany, niechodzący, wychudzony, zaniedbany, ale mający szansę na przeżycie (nikt nie wiedział ile ma lat – z wyglądu, emeryt ).
Głos w słuchawce mówił : „...weź go na tymczasowy dom, podlecz, a my znajdziemy mu nowych właścicieli…”. Tak działo się już w przeszłości, ale pieski były dużo młodsze. Tym razem chodziło o chorego w zaawansowanym wieku psa.
Nie wahałam się – OK.
Na drugi dzień w moim domu pojawił się niezwykłej urody pies, brudny, poraniony, o szlachetnym wyglądzie - owczarek szkocki.
Jak się później dowiedziałam, na następny dzień miał wyznaczony termin uśpienia ze względu na stan zdrowia.
Jak się później dowiedziałam, na następny dzień miał wyznaczony termin uśpienia ze względu na stan zdrowia.
W papierach, które miał ze sobą, jedyne co mogłam wyczytać to, to że jest miły i dostał na imię BELLO.
Mimo, że w domu miałam już trzy suczki collie z różnych interwencji, po przeżyciach, serce mówiło mi, że jeśli pies przeżyje i stanie na nogi , pozostanie u mnie na dobre i na złe.
Collak miał uraz barku, zapalenie płuc, zwyrodnienie stawów, kręgosłup wygięty jak siodło i wielkie rany na łokciach.
Był wygłodzony, cuchnący i wymazany smarami i żywicą - obraz nędzy i rozpaczy .
Od tej pory zaczęła się walka o zdrowie Bella.
Jednocześnie z leczeniem, starałam się zdobyć jak najwięcej informacji o dotychczasowym jego życiu.
Częściowo udało się.
Bello kupiony był, jako szczeniak , z niemieckiej hodowli przez firmę –" tartak "– na psa stróżującego.
Całe swoje życie spędzał w lesie, pracując razem z drwalami.
Zarejestrowany i zachipowany był na firmę, a nie na właściciela – nie miał więc swojego „pana” - był wszystkich i niczyj.
Po iluś latach (prawdopodobnie 10-ciu ) tartak przestał istnieć, drwale wynieśli się ze sprzętem i barakami z lasu, a pies pozostał sam na wyciętej jaworowej polanie - tu od małego był jego dom.
Nikt z pracowników nie pomyślał o "psim" kumplu z pracy. Po co komu stary pies z reumatyzmem.
Schronisko nie miało kogo ukarać za pozostawienie psa w lesie - firma już nie istniała.
Od kwietnia do września dokarmiali go miejscowi ludzie, próbowali brać do domu, ale uciekał i wracał na miejsce swojej pracy – czuł się przecież „drwalem”.
Nadeszła jesień i nocne chłody, przestał chodzić i jeść. Po interwencji miejscowych ludzi trafił do schroniska, ale bez chęci dalszego życia ( bo po co i dla kogo ? ).
Bello, nazwany przez doktora Drwalem, zaczął chodzić, pić, jeść, szczekać i obserwować nowy świat. Jego cudowny charakter pozwolił szybko zaistnieć mu bez lęku w mieście i w mieszkaniu.
Dostrzegł teraz, że u mnie w domu są suczki i stawał się z dnia na dzień żywszym samcem, zainteresowanym „dziewczynami”. Amorom i zalotom nie było końca, miałam nie lada zamieszanie i kłopot z utrzymaniem mojej fajnej ferajny w ryzach
Teraz poznawaliśmy się wzajemnie .
To był cudowny czas dla naszej fajnej ferajny.
Moje damskie stadko przyjęło go wspaniale - patrząc jaki przystojniak jest wśród nich.
A ja dostrzegałam jego zalety i wady i byłam dumna, jak szybko nauczył się żyć w stadzie i w dużym mieście – był przecież samotnikiem z lasu.
Na pewno nie miał złych doświadczeń z człowiekiem. Nie był bity, gdyż wykazywał dużą ufność. Natomiast, nie znał pieszczoty i zabaw i nie wiedział, co to znaczy mieć „swojego pana”. Kochał każdego, kogo napotkał z kanapką w ręku.
Moje damskie stadko przyjęło go wspaniale - patrząc jaki przystojniak jest wśród nich.
A ja dostrzegałam jego zalety i wady i byłam dumna, jak szybko nauczył się żyć w stadzie i w dużym mieście – był przecież samotnikiem z lasu.
Na pewno nie miał złych doświadczeń z człowiekiem. Nie był bity, gdyż wykazywał dużą ufność. Natomiast, nie znał pieszczoty i zabaw i nie wiedział, co to znaczy mieć „swojego pana”. Kochał każdego, kogo napotkał z kanapką w ręku.
Mijały kolejne dni i tygodnie.
Bello przybrał na wadze, wesoło i głośno szczekał i był dumny z posiadania suczkowego haremu. Wszystko układało się wspaniale.
Bawiło mnie, gdy sprytny i nieco leniwy Bello, patrząc na zabawy suczek, mówił wzrokiem: „...ale głupie...., po co one biegają po patyk – to przecież strata kalorii; no i te zabawki - po co brać je do pyska, skoro nie są do jedzenia - ja biorę tylko to, co można zjeść..., a piłeczki - jeśli je rzuca, niech przyniesie sama, ja poczekam, aż pani wybiega się i zgłodnieje ... wtedy oczywiście dołączę się do żarcia ... - to
rzeczywiście coś miłego i sensownego .
Czas mijał szybko
Bawiło mnie, gdy sprytny i nieco leniwy Bello, patrząc na zabawy suczek, mówił wzrokiem: „...ale głupie...., po co one biegają po patyk – to przecież strata kalorii; no i te zabawki - po co brać je do pyska, skoro nie są do jedzenia - ja biorę tylko to, co można zjeść..., a piłeczki - jeśli je rzuca, niech przyniesie sama, ja poczekam, aż pani wybiega się i zgłodnieje ... wtedy oczywiście dołączę się do żarcia ... - to
rzeczywiście coś miłego i sensownego .
Czas mijał szybko
Po kilku miesiącach zaczęły pojawiać się nowe dolegliwości u mojego collaka.
Widać było, że chwilowo zahamowana przewlekła choroba stawów postępuje i tłuszczaki są coraz liczniejsze i większe.
Wraz z doktorem podjęliśmy decyzję o kastracji i przy okazji o usunięciu tłuszczaków.
Nie dało się przewidzieć, mimo wielu badań, że Bello źle zniesie narkozę (miał w genach typowy dla wielu collaków gen „uczulenia na narkozę”).
Po udanej operacji, ale ubocznych skutkach narkozy, rozpoczął się dla naszej rodziny kolejny etap życia .
Bello stał się teraz dla nas "psem szczególnej troski ". Walczyliśmy o jego źle pracujące nerki.Diagnoza – mocznica.
Nawet suczki rozumiały, że coś złego dzieje się z naszym "emerytem z przeszłością " i jak umiały towarzyszyły mu w trudnych chwilach. Ale przede wszystkim Janusz nie odstępował od Bella.
Tworzyła się między nimi szczególna więź .
Teraz dom zamienił się w szpital – kroplówki, zastrzyki, opatrunki i Bello - pacjent spokojnie znoszący ból i cierpienie. Przez wiele nocy spaliśmy razem z Bellem na podłodze, czuwając przy podłączaniu i zmianie kroplówek, zawieszanych na drabince służącej za stojak.
Bello patrzył nam w oczy, chwilami przerażonym wzrokiem proszącym o pomoc, ale tak naprawdę był nieobecny psychicznie, bez reakcji na otoczenie - cierpiał w milczeniu.
Wierzyliśmy, że kryzys minie, ale czas ciągnął się okrutnie długo, a opuchnięte łapki Bella nie wytrzymywały kolejnych pobrań krwi i wenflonów - żyłki pękały jak cienkie nitki.
Nie widać było poprawy.
Zdesperowani szukaliśmy pomocy wszędzie, wożąc półprzytomnego Bella po lecznicach.
Trud opłacił się.
Trafiliśmy na wspaniałego lekarza nefrologa. Były nowe badania i całkowita zmiana leczenia. Już po dwóch tygodniach wielki sukces – Belo wychodzi z mocznicy.
Żyje, je i chodzi , chociaż przed nami jeszcze długa droga leczenia.
Jest dużo lepiej .
Nasz entuzjazm udzielił się całej naszej fajnej ferajnie. Znowu bawimy się i dużo spacerujemy (tempo spaceru dyktuje Bello).
Jednak, nasz wspaniały collak nie jest już tym samym psem sprzed operacji - bardzo dużo śpi. .
Stwarza to wiele zabawnych sytuacji. Bello działa na zwolnionych obrotach i zanim zorientuje się, o co chodzi, mija trochę czasu, a jego słodkie pyszczydło ma minę, jak gdyby zadawał pytanie: „...co się dzieje do licha - czy coś nie tak, o co się rozchodzi ... itp.”.Mijają kolejne miesiące
Jest cudownie, jeździmy poza miasto całą ferajną na spacery - ale szczęście nie trwa długo.
Na wiosnę znowu dramat – guzki nowotworowe przy odbycie, a do tego problemy z chodzeniem.
Na operację i narkozę nie decydujemy się.
Stawiamy wszystko na jedną kartę – razem z Bellem zniesiemy ból i zabieg wykonany w miejscowym znieczuleniu (bez narkozy). Udaje się.
Po trzech miesiącach powtórka z guzkiem - odrósł i znowu kolejny zabieg. Jest OK.
Bello jest teraz przez nas rozpieszczany maksymalnie - tylko to możemy mu od siebie dać.
Na wiosnę znowu dramat – guzki nowotworowe przy odbycie, a do tego problemy z chodzeniem.
Na operację i narkozę nie decydujemy się.
Stawiamy wszystko na jedną kartę – razem z Bellem zniesiemy ból i zabieg wykonany w miejscowym znieczuleniu (bez narkozy). Udaje się.
Po trzech miesiącach powtórka z guzkiem - odrósł i znowu kolejny zabieg. Jest OK.
Bello jest teraz przez nas rozpieszczany maksymalnie - tylko to możemy mu od siebie dać.
Zaufanie
Te przeżycia Bella sprawiły, iż ufność jego wobec nas jest bezgraniczna. Możemy w czasie badania u weterynarza dowolnie go kłaść, obracać i podnosić - nie protestuje i nawet nie piśnie.
A pamiętamy, jak tuż po przybyciu do nas, na pierwszej wizycie lekarskiej, walczył z nami siłowo
używając zębów i wrzeszcząc przy wstawianiu go na aparat rtg.
Teraz przy jeździe samochodem, upomina się o pomoc przy wsiadaniu.
W domu dopomina się wzrokiem lub głosem o pieszczoty.
Sam chętnie pokazuje brzuszek do głaskania.
Wita nas serdecznie, a szczególnie Janusza. Mam wrażenie, że chce mu powiedzieć " ... prawda Januszku, że jesteśmy kumplami no nie ..."
A pamiętamy, jak tuż po przybyciu do nas, na pierwszej wizycie lekarskiej, walczył z nami siłowo
używając zębów i wrzeszcząc przy wstawianiu go na aparat rtg.
Teraz przy jeździe samochodem, upomina się o pomoc przy wsiadaniu.
W domu dopomina się wzrokiem lub głosem o pieszczoty.
Sam chętnie pokazuje brzuszek do głaskania.
Wita nas serdecznie, a szczególnie Janusza. Mam wrażenie, że chce mu powiedzieć " ... prawda Januszku, że jesteśmy kumplami no nie ..."
W naszej fajnej ferajnie są też maluchy sheltie. Jest dla nich wyrozumiały i cierpliwy - ileż to razy przemkną po nim, jak po dywaniku.
Bello nie protestuje, gdy młode traktują go jak elektryczną poduszkę i śpią wtulone w jego futro.
Pozwala również na wyjadanie ze swojej miski smacznych kęsków
Bello nie protestuje, gdy młode traktują go jak elektryczną poduszkę i śpią wtulone w jego futro.
Pozwala również na wyjadanie ze swojej miski smacznych kęsków
Teraźniejsza codzienność
Stan zdrowia Bella jest obecnie stabilny - cieszymy się z całą ferajną każdą wspólnie spędzoną chwilą. Bello nie wchodzi sam po schodach, więc robimy tzw. taczki - zadek niesiemy mu wysoko na rękach, a on dumnie kroczy przednimi łapami w górę. Szczególnie dobrze wychodzi to Januszowi - rozumieją się doskonale i tworzą wspaniały duet. Wystarczy chwila zagapienia się, a Bello odwraca głowę do tyłu, jak gdyby chciał powiedzieć " ... co jest szefie, jestem gotów, dlaczego stoimy, dalej, dzwignij mi zadek i naprzód do domu ... ".
Ta sytuacja niesamowicie zbliżyła ich do siebie. Bello zdecydowanie wybrał Janusza na przywódcę stada i jest teraz szczęśliwym, spokojnym psem. Nareszcie, to nie on pilnuje ( jak było w tartaku ), tylko pilnują jego - i robi to ukochany Januszek, który także karmi go z ręki . Podaje miseczkę z wodą na każde żądanie.
Bello mimiką mordki ( rozumiemy się bez słów ) pokazuje, że chce wstać. Biegniemy wtedy, kto jest bliżej, żeby dźwignąć mu pupę.
Bello jest pod ciągłą kontrolą lekarską, dostaje leki. Ma gotowane oddzielnie jedzonko dietetyczne. Jest rozleniwiony i rozpieszczony, uwielbia spać całymi godzinami na dowolnie wybranym boku, nie zmieniając pozycji.
Wyjście na spacer to cały rytuał. Przy zakładaniu mu szelek rzuca się na boczek i musimy go prosić lub przekupić smakołykiem, żeby wstał i dał się ubrać w szelki.
Na spacerze też daje niezły spektakl. Śmiejemy się, że idzie tylko "... na wrzuć monetę ..." czyli na 5zł - co parę metrów zatrzymuje się i wymusza smakołyk lub pieszczotę, a gdy otrzyma rusza dalej.
Ta sytuacja niesamowicie zbliżyła ich do siebie. Bello zdecydowanie wybrał Janusza na przywódcę stada i jest teraz szczęśliwym, spokojnym psem. Nareszcie, to nie on pilnuje ( jak było w tartaku ), tylko pilnują jego - i robi to ukochany Januszek, który także karmi go z ręki . Podaje miseczkę z wodą na każde żądanie.
Bello mimiką mordki ( rozumiemy się bez słów ) pokazuje, że chce wstać. Biegniemy wtedy, kto jest bliżej, żeby dźwignąć mu pupę.
Bello jest pod ciągłą kontrolą lekarską, dostaje leki. Ma gotowane oddzielnie jedzonko dietetyczne. Jest rozleniwiony i rozpieszczony, uwielbia spać całymi godzinami na dowolnie wybranym boku, nie zmieniając pozycji.
Wyjście na spacer to cały rytuał. Przy zakładaniu mu szelek rzuca się na boczek i musimy go prosić lub przekupić smakołykiem, żeby wstał i dał się ubrać w szelki.
Na spacerze też daje niezły spektakl. Śmiejemy się, że idzie tylko "... na wrzuć monetę ..." czyli na 5zł - co parę metrów zatrzymuje się i wymusza smakołyk lub pieszczotę, a gdy otrzyma rusza dalej.
Teraz, tj. 30 września 2013r., miną dwa lata, jak Bello jest z nami.
Po tych dwóch wspólnie spędzonych latach jesteśmy dumni, że w naszym życiu pojawił się Bello.
Wiele nauczył nas, LUDZI .
Wiemy, co to miłość, wierność i bezgraniczne zaufanie.
Szkoda tylko, że Bello nie jest z nami od szczeniaka, bo to jest pies, jakiego można sobie tylko wymarzyć.
Cudowny charakter – on jest ponad wszystko i wszystkich, zupełnie bezkonfliktowy.
Czujemy, jak nas pilnuje i broni, gdy ktoś przebiega zbyt blisko, unosi ogon i szczeka tubalnym głosem.
Wiele nauczył nas, LUDZI .
Wiemy, co to miłość, wierność i bezgraniczne zaufanie.
Szkoda tylko, że Bello nie jest z nami od szczeniaka, bo to jest pies, jakiego można sobie tylko wymarzyć.
Cudowny charakter – on jest ponad wszystko i wszystkich, zupełnie bezkonfliktowy.
Czujemy, jak nas pilnuje i broni, gdy ktoś przebiega zbyt blisko, unosi ogon i szczeka tubalnym głosem.
Najwspanialszy nasz psie – Bellu (prawdziwy owczarku), kochamy Cię i pragniemy, żebyś był z nami jeszcze długie lata !!!
Hania, Janusz i fajna ferajna: Lala, Mazda, Honda, Buźka i Floyd.